wtorek, 26 listopada 2013

FOTORELACJA: Makijaż a'la Bioderma.

Nie mam dostępu do Internetu, ledwo znajduję chwilę, żeby się zalogować na facebooka i przejrzeć Wasze nowe posty, niestety nie wszystkie, ale obiecuję, że wkrótce to zmienię i nadrobię swoją nieobecność. Póki co chciałam przedstawić Wam kilka fotografii z eventu i nieco o nim opowiedzieć. Wydarzenie miało miejsce w Krakowie przy ul. Floriańskiej w studiu fryzjerskim Claudius. Na wejściu zostałyśmy poczęstowane dobrymi przystawkami (a chcę podkreślić, że co nieco próbowałam i powiem szczerze, że nie sądziłam, iż zielone jedzenie mi zasmakuje - często skreślam ten kolor zanim spróbuję.., taki nawyk) i każda z nas dostała zieloną bransoletkę. Akcja miała na celu pomóc dziewczynom w zapobieganiu trądziku, a także jak o cerę dbać mając go, wykorzystując oczywiście dermokosmetyki firmy Bioderma, pozwalał także spotkać się z lekarzem dermatologiem. Na samym wstępie zostałyśmy zaproszone do wzięcia udziału w prezentacji multimedialnej, w której lekarz dermatolog i przedstawicielka firmy Bioderma opisały nam  m.in. perełki firmy, nowości oraz (co dla nas ważne) ogólną klasyfikację zmian skórnych, jak powstają, jak zapobiegać. Nie powiem, ale dowiedziałam się na prawdę wiele. I zdobytą wiedzę powoli wdrażam w swój plan dnia.



Następnie każda z nas musiała zmazać makijaż. Podziwiam dziewczyny, bo każda chyba wie, jak trudno jest pokazać się w takiej "niekomfortowej" większej grupie ludzi i mało tego - kamerom.

Oprócz przedstawicieli firmy Bioderma spotkałyśmy swoje idolki. Maxineczkę, KatOsu i Alinę Rose. Jak to się stało, że wygrałam konkurs? Wysłałam zgłoszenie, zdjęcia i .. zostałam zakwalifikowana :) Tak jak pozostałe 8 dziewczyn. Był to dla mnie ogromny szok, ale bardzo pozytywny - w życiu niczego TAKIEGO nie wygrałam. Niesamowite przeżycie..

Ja byłam podopieczną Aliny Rose:) Mogłyśmy skonsultować swoje problemy z dermatologiem, uzyskałyśmy dużo dobrych porad. A przede wszystkim - otrzymałyśmy dermokosmetyki oferowane przed Biodermę.



 Sebium AI correcteur - punktowy korektor z kremem tonizującym do cery tłustej i mieszanej.

 Sebium Pore Refiner - korygujący preparat zwężający pory.

Sebium H20 - antybakteryjny płyn micelarny do oczyszczania skóry twarzy i zmywania makijażu.



Jestem bardzo zadowolona, że mogłam uczestniczyć w tym evencie. Poznałam wielu wspaniałych ludzi, z którymi mogłam porozmawiać. Alinka, KatOsu i Maxineczka wykonały kawał dobrej roboty, firma Bioderma świetnie rozplanowała i przygotowała wydarzenie. Oceniam całe przedsięwzięcie dobrze:)

A przede wszystkim.. mogłam poznać swoją idolkę, Alinę, jak również autorytety wielu z Was, jako jedna z nielicznych miałam okazję dziewczyny zobaczyć, więc jestem naładowana pozytywną energią. Na koniec moja "transformacja":
Tak, mam problemy skórne. Na czas akcji stan skóry się poprawił, ale w dalszym ciągu narzekam na okropne blizny z tyłu policzków. Spokojnie, od jakiegoś czasu problemy się pojawiły i będą się pojawiały, więc proszę Was, chcę uniknąć niemiłych komentarzy, których naczytałam się u KatOsu i Aliny na blogu, ugh...


Pozdrawiam,
Pino.

wtorek, 19 listopada 2013

RECENZJA: Miesiąc z olejem Dabur - Amla Gold

Piszę, póki mam jeszcze parę MB Internetu (taaa, Internet Play na USB i jego uroki), więc postaram się je dobrze spożytkować. Mimo, że nie obchodzą Was zapewne moje prywatne sprawy, pochwalę się ukończoną w prawie 90% prezentacją maturalną na temat: "Literatura jako diagnoza stanu społeczeństwa. Odwołując się do utworów z różnych epok literackich, wykaż, że są one wiernym obrazem rzeczywistości, w której powstały". Temat ciężki, ale lubię się trochę nagłowić. Wybrałam do niego 2 lektury i 3 wiersze: Ludzi bezdomnych, III cz.Dziadów, My - E. Lipskiej, Satyrę na leniwych chłopów i bajkę Ptaszki w klatce Krasickiego. Jak najmniej lektur, żeby mieć jak najmniej do wyuczenia ;D A teraz do rzeczy.

14.10. postanowiłam zrobić sobie mini akcję, podczas której przez miesiąc miałam olejować włosy. Robiłam to sumiennie dzień w dzień przez 1,5 do 2 godzin. Tylko 4 razy w ciągu miesiąca ich nie naolejowałam, nadrobiłam za to pozostawieniem oleju na głowie na całą noc - poduszki na szczęście nie ucierpiały :D Z góry przepraszam za zdjęcie, ale uświadomiłam sobie, że zapomniałam zrobić, a już dzisiaj mi się konkretnie nie chce...

Olejowanie robiłam olejem Amla Gold firmy Dabur. Wersja Gold nie jest raczej przystosowana pod włosy ciemne, ale jakoś nie zauważyłam różnicy w swoim kolorze. Celem olejowania włosów, jest poprawa ich ogólnej kondycji, nadanie im blasku, wygładzenie, zmiękczenie, zmniejszenie puszenia. Włosy po olejowaniu ogólnie rzecz biorąc mają wyglądać, jak u gwiazd Bollywoodu ;P

Sposobów olejowania jest mnóstwo. Ja osobiście wybrałam olejowanie na odżywkę. Raz tylko próbowałam w misce, ale nie było to zbyt komfortowe i myślę, że na dłuższą metę nic by z tego nie było, bo by mi się po prostu nie chciało. Jakiej odżywki jako swego rodzaju bazę użyłam? Balsam Mrs. Potter's z arniką i kompleksem z witaminy H. Nakładałam ją na całą długość (od ucha w dół, żeby ich specjalnie nie obciążyć już u nasady), a następnie w podzielone na pasma włosy wcierałam dłonią olej, tym razem od czubka głowy, liczyłam na to, że wygładzi mój wiecznie niesforny tył głowy. Kilkakrotnie (wtedy, kiedy zostawiłam olej na noc) nakładałam go na sucho.

Porównując z moim pierwszym olejem, jakim była oliwa z oliwek - chyba każdy to przechodził na początku - mogę szczerze przyznać, że prawie w ogóle nie wyrywa włosów. Jeszcze przed jesienią nie zauważyłam ani jednego włosa wplątanego w palce. Teraz jest już nieco gorzej, bo zostaje mi w dłoniach ok 10 włosów, ale olej ten nie wymaga użycia specjalnie siły, jak to było przy oliwie, musiałam się z włosami szarpać. Nawet bez odżywki, na sucho olej ładnie się nakładał. Już nie wspominając o cudownym zapachu! Kocham go! Jak wychodziłam spłukać ręce, to po powrocie gdy go czułam, byłam wniebowzięta! :)

Najbardziej satysfakcjonującym mnie efektem jest brak puszenia w wilgotny, deszczowy dzień. Było ich w ostatnim miesiącu dużo i był to genialny sprawdzian. Olej spisał się świetnie - był dzień, kiedy przez ok 40 minut szłam z jednego końca miasta na drugi i z powrotem bez parasola, a włosy nawet odrobinkę nie drgnęły z miejsca! Normalnie, już po pierwszych 2 minutach miałabym mnóstwo sterczących włosków naokoło głowy. A wtedy? Nic. Chyba znalazłam swój idealny sposób na taką pogodę. Sprawdzimy, jaki wpływ olejowanie będzie miało na włosy zimą. Jeżeli chodzi o nadanie blasku - nie zauważyłam znacznej poprawy. W miękkości również. Może są nieco gładsze, ale nie jest to jakaś wybitna cecha. Nie mniej jednak nie żałuję tej "akcji", bo znalazłam idealny sposób na zapobiegnięcie puszowi w nieciekawą pogodę :)

Przy okazji włosy po podcięciu :) W ogóle nie żałuję!

(Dwudniowe, więc absolutnie nie sugerujcie się tymi kłaczkami odstającymi od całej powierzchni włosów :P)


Używałyście Amli kiedyś? Jakie efekty zauważyłyście? 

niedziela, 17 listopada 2013

RECENZJA: Kallos keratynowa maska do włosów z proteinami mleka.

Nie czuję się na siłach, żeby wykonywać recenzje każdego produktu, jaki tylko znajduje się w moim schowku z kosmetykami, ale postanowiłam pochwalić się zakupem prosto z Krakowa (a mam tam okazję być mniej niż rzadko, więc wstąpienie do Hebe było zupełnie spontaniczne). Dzisiaj na ostrzał biorę keratynową maskę do włosów z proteinami mleka firmy Kallos. Jako że jestem początkującą włosomaniaczką, z kosmetykiem tej firmy spotykam się pierwszy raz. Do rzeczy:


Zacznijmy tego, co widać. Nie każdemu podoba się gigantyczne opakowanie w formie tuby, jednak mnie jak najbardziej urzekło. Cudowny kolor od razu przykuł moją uwagę na półce, a w dodatku podobają mi się tak duże opakowania, wspaniale wygląda w moim schowku. Maska ma pojemność 1L. Za taką wielkość produktu zapłaciłam 9,99zł, co jest dla mnie nie do uwierzenia.

Jeżeli chodzi o konsystencję, to wygląda jak typowy krem o białym kolorze. Trzyma się na dłoni, nie spływa z niej, dobrze się rozprowadza. Na swoje włosy użyłam dwóch porcji wielkości mandarynki - to i tak za dużo, ale chciałam ją wsmarować w możliwie najwięcej włosów. I pomimo takiego zużycia, po otwarciu maska wygląda jak nienaruszona. W takim razie zdecydowanie będzie wydajna. Zapach mnie kusi, jest przyjemny i utrzymuje się na włosach.

Skład: Aqua - woda, Cetearyl Alcohol - emolient, substancja konsystencjotwórcza, Cetrimonium Chloride _  poprawia rozczesywalność włosów, Citric Acid - zwiększa trwałość kosmetyku,  Propylene Glycol - humektant, Hydrolized Milk Protein - proteiny mleka, substancja filmotwórcza, humektant, Hydrolized  Keratin - keratyna, substancja higroskopijna, Cyclopentasiloxane - emolient, Dimethiconol - substancja renatłuszczająca, emolient, Parfum - zapach, Benzyl Alcohol - m.in. substancja konserwująca, Methylchloroisothiazolinone i Methylisothiazolinone - substancje konserwujące.

*pogrubione składniki to te obiecane przez producenta - znajdują się w środku składu, więc nie jest ich ani mało, ani za dużo.


Działanie u mnie? Nie jestem ani zachwycona, ani zdruzgotana. Ma z pewnością więcej dobrych stron, niż negatywów, jednak nie jest jakimś totalnym zaskoczeniem. Nałożyłam ją na 30 minut pod folię i ręcznik. Już podczas spłukiwania odczułam maksymalne wygładzenie, włosy łączyły się w jedna taflę, a nie tak, jak zwykle w grupki. Podczas wysychania włosów mogłam czuć ich zapach. Zdecydowanie odczuwam większe wygładzenie niż zwykle. W dodatku u mnie wielkim problemem jest brak miękkości - maska pod tym względem się spisała, mogłabym ich dotykać ciągle. Plusem jest również zwiększona sypkość włosów. Na minus z pewnością zasługuje ze względu na rozprostowanie włosów - próbowałam je zwinąć w spiralki po umyciu, kiedy wyschły w 80% nie przybierały już kształtu takiego, jak im nadałam. Następnie związałam je w koczka, a i ten nie dał rady ułożyć ich tak, jak chcę. Podsumowując:

+wydajność
+pojemność (1L)
+konsystencja
+zapach
+sypkość włosów
+zmiękczenie
+wygładzenie
+cena (9,99zł)
+dostępność (Internet, Hebe..)
+/- nie zauważyłam zwiększonego blasku, włosy błyszczą jak zawsze
-rozprostowanie włosów
-trudności z ułożeniem


Miałyście ją? Jak oceniacie? Po dłuższym stosowaniu zauważyłyście lepszy efekt?



Edit:  Wczoraj byłam na evencie "Makijaż a'la Bioderma". Chyba każda z Nas wie, kim są te wspaniałe bloggerki, które malowały wczoraj naszą 9kę: Alina Rose, Maxineczka oraz KatOsu. Kiedy tylko dostanę film i zdjęcia ze spotkania, podzielę się z Wami nimi oraz krótkim sprawozdaniem z całego wydarzenia.. Póki co mogę podesłać link do Instagrama firmy Bioderma:

Jakby ktoś był ciekawy, która to ja ;D Jestem na zdjęciu nr. 5, 9, 14 i 15 patrząc od lewej do prawej na zdjęcia z dnia 16.11. :) Pozwoliłam sobie na ściągnięcie zdjęcia z Insta Biodermy.

czwartek, 14 listopada 2013

Moja włosowa historia - zaktualizowana


Moje włosy, to jest istne szaleństwo. Zobaczcie zresztą same.. W wieku 2 lat skręcone jak baranek. W wieku 10/11 niemalże proste. Dwa lata później - powrót. I teraz znowu bardziej się prostują, niż kręcą..




Wkrótce potem zaczął się okres rozgardiaszu. Raz chciałam grzywkę (mimo że kręciła się na wszystkie strony i wywijała, jakbym dostała właśnie piorunem w czuprynę..), raz zapuszczałam, potem znowu cięcie, powrót. I to było błędne koło, bo gdy tylko odrastała, od nowa chciałam ją skrócić. W dodatku na fotce poniżej możecie zobaczyć pseudo-cieniowanie, w ogóle szczerze mówiąc, kiedy znalazłam to zdjęcie i przyjrzałam mu się, to jedyne, co mi pozostało, to chwycić się za głowę...


I przełom... PROSTOWNICA. Tak, oczywiście każda z nas znalazła w niej przyjaciółkę. Ja także myślałam, że się zaprzyjaźnimy. Budowałam tę więź ładne 3 lata. Byłam zadowolona z efektów (wtedy!), które w rzeczywistości prezentowały się tak:


Przedstawiam także coś, czego kompletnie nie doceniłam - idealnie falujące włosy! Czemu wtedy ich nienawidziłam? Może z chęci posiadania długich niczym Roszpunka włosów. Z tej psychopatycznej obsesji również zaczęło się prostowanie. Kolor naturalny, ale powoli tracący na blasku i wszechobecna suchość.


I właśnie.. Co my tu mamy? Pierwsze farbowanie! Zamarzyłam sobie dolną partię włosów zafarbować na czarno. Od tego zaczęła się mania związana ze zmiana koloru włosów..


 Pierwsza farba. Wyszła oczywiście za ciemna, w dodatku czarny spód włosów jeszcze bardziej przyciemniony.

Na święta 2010 postanowiłam coś zmienić. Skróciłam włosy do ramion i odświeżyłam kolor, tym razem jaśniejszy, nawet podchodził pod rudy (wcześniejszy dość szybko wyblakł).


Ultramistrzowski przesusz na lewej stronie włosów (lewa na zdjęciu):



Totalnie poniszczone, połowy nie ma, kolor całkiem wypłowiał, a co mi się w nich podobało zapytacie? A cóż innego, jak nie to, że długie były przecież. 


Pierwsze zdjęcie, to ich stan po wysuszeniu suszarką, kiedy niczym ich nie osłaniałam, ani nie traktowałam ich należycie. Długość idealna, ale stan fatalny. Wakacje 2013:




OBECNIE:

Początek włosomaniactwa : 12.08.2013

 26.09.2013 - I miesiąc






wtorek, 5 listopada 2013

Uwieńczenie mycia - PŁUKANKI

Płukanki do włosów to moim zdaniem wisienka na torcie tuż po myciu włosów. Mają na celu domknięcie łusek włosa, zmiękczenie, rozjaśnienie, przyciemnienie.. W zależności od tego, jaki składnik wybierzemy :) Z racji tego, że nie wgłębiam się w tajemne moce przeróżnych ziół, bo najzwyczajniej w świecie tak bardzo mnie to nie interesuje, aczkolwiek czasem sięgam do apteczki po bratka, bądź ziele dziurawca (głównie z przyczyn problemów skórnych w celu oczyszczenia), wolałabym opisać składniki do płukanek takich, jakie możemy wykonać ze składników, które mamy pod ręką. Pamiętajcie, że podaję przykładowe proporcje. U niektórych mogą one nie być odpowiednie (za duże bądź niewystarczające), musicie stosować zasadę prób i błędów.

Z octu owocowego:
Na 1 litr wody (przegotowanej, ostudzonej) przelewamy 2 łyżki octu, w moim przypadku jest to domowej roboty ocet jabłkowy. Jest to płukanka zakwaszająca. Stosuję ją od kilku dni i jestem wprost wniebowzięta :) Nie chcę jej zbytnio wychwalać, ale przy niezmienionej pielęgnacji i zastosowaniu tej właśnie płukanki już podczas schnięcia czuje się miękkość i wygładzenie (tyle, na ile mogę sobie pozwolić przy suchych końcówkach)

Z zimnej wody:
Nic prostszego, Ostatnie płukanie włosów robimy własnie strumieniem zimnej, nie lodowatej!, wody. Pomaga ona domknąć rozwarte łuski po ciepłej kąpieli  i zbytnim 'rozluźnieniu' włosów w ciepełku :)

Piwna:
Wybieramy piwo niepasteryzowane, jasne. Osobiście nie próbowałam jej do tej pory, głównie ze względu na to, że ma za zadanie usztywniać włosy. Przy okazji powinna je również nabłyszczyć.

Z siemienia lnianego:
Jest przy niej trochę roboty, ale siemię chyba każdy zna i wie dobrze, że maski z tego cudeńka świetnie nawilżają i zmiękczają włosy. Miałam okazję też skonfrontować się z żelem lnianym, który ultra świetnych rezultatów nie przyniósł, ale miękkość była odczuwalna. 1 łyżkę siemienia lnianego gotujemy na małym ogniu w 1 szklance wody i mieszamy, bo nasionka mają tendencję do przywierania - jestem na to uczulona, bo ilekroć przygotowywałam żel, tyle razy użerałam się z nimi. Mieszankę gotujemy ok 10-15 minut, trzeba to ocenić na oko, nie może być zbyt gęsta. Przecedzamy przez sito, a następnie dolewamy wody, żeby jeszcze bardziej ją rozrzedzić. Polewamy włosy tuż po myciu i nie spłukujemy.

Z miodu i octu:
Będzie odpowiednia dla dziewczyn o jaśniejszych włosach, chyba, że u ciemnowłosych odcień wyszedł zbyt ciemny (kontakt moich włosów z miodem przeważnie kończy się delikatnym rozjaśnieniem). Łyżkę miodu rozpuszczamy w szklance gorącej wody, następnie dodajemy ocet (owocowy: np. jabłkowy). Tego sposobu również nie próbowałam, chyba nie chcę eksperymentować z kolorem, póki zbytnio mi nie przeszkadza.

Z kawy:
Ja robiłam to tak: 2 łyżki kawy zalewałam szklanką wrzątku, pozwoliłam się jej zaparzyć a następnie przez sito kilkakrotnie przecedzałam, aby nie mieć później fusów we włosach. Następnie dolewałam ciepłej wody według uznania i polewałam włosy. Kawa może nieco przyciemnić włosy, to dobry sposób dla przeciwniczek farb. Myślę, że regularne stosowanie mogłoby sukcesywnie kolor włosów pogłębiać.

Z cytryny:
Sok z dwóch cytryn połącz z dwoma szklankami wody. Polej włosy. Cytryna również rozjaśnia włosy, więc z nią ciemnowłose uważajcie.

To tylko przykładowe płukanki mające nieco inne właściwości. Oczywiście największą siłą jeżeli chodzi o ten sposób pielęgnacji włosów są zioła. Szeroka gama zastosowań pozwala nam wybierać wedle uznania. Ja na ziołach się nie znam, dlatego też nie wypowiem się, aby nie wprowadzić Was w błąd..:P

Przy okazji, jestem po pierwszym razie z maską Natural Classic Henna Wax Treatment. Pierwsze wrażenie? Totalny przesusz. W dotyku oczywiście, bo  na zdjęciu końce prezentują się lepiej niż podczas aktualizacji. To zapewne za sprawa prawdziwej henny w składzie. Mam próbkę tego, co by się działo po zafarbowaniu nią. Na szczęście po drugim myciu efekt szopa zniknął i włosy wyglądają przyzwoicie. Tak prezentowały się wieczorem po zastosowaniu mojego nowego nabytku:


Coś się wydają długie. Powinnam się cieszyć, ale jakoś dziwnie się wyprostowały.

Jakich płukanek Wy używacie? Jak oceniacie działanie maski na moich włosach za pierwszym razem? Coś się zmieniło?



+ biorę udział w konkursie u
 > MINTHAIRR <
Trzymajcie kciuki! :)

sobota, 2 listopada 2013

Aktualizacja włosowa #2

Wypadałoby tego posta umieścić jeszcze w październiku, ale zbyt szybko zawitał listopad i dodaję go dopiero dzisiaj. No tak, to już za mną 2,5 miesiąca walki o piękne, zdrowe włosy. Powiem szczerze, że póki co szału nie ma, ale powoli, maleńkimi kroczkami skreślam niektóre punkty z niewidzialnej listy pragnień w sprawie włosów. Przez ostatni miesiąc zauważyłam znaczną poprawę tyłu głowy, o co zawsze mi chodziło. Jest mniej przesuszony, już się aż tak nie puszy i mam wrażenie, że to dzięki olejowaniu. Co do końcówek, to pozostawiają wiele do życzenia... Są szorstkie, zniszczone, a podcinam każdą końcówkę zniszczoną pojedynczo. Zainwestowałam w nożyczki do włosów, takie TYPOWO do włosów.


Zdjęcie z 12.sierpnia i 31.października. Cóż, nie chciałam odwoływać się do włosów z września z prostej przyczyny - nie było czym się chwalić, więc postanowiłam porównać sobie włosy z początków włosomaniactwa.

 



Mycie:
-szampon do włosów normalnych i przetłuszczających się z nagietka legarskiego, Green Pharmacy [recenzja],
-szampon Joanna Naturia z pokrzywą i zieloną herbatą.

Odżywianie:
- drugie O w metodzie OMO: Garnier Ultra Doux, Awokado i masło karite (d/s),
- drugie O: Isana hair, Locken spulung (d/s),
- odżywka Ziaja intensywna odbudowa do włosów zniszczonych (b/s)

Olejowanie:
- na balsam Mrs. Potter's świeżość i lekkość - Dabur Amla Gold.

Zabezpieczanie:
- e.v.a. oil therapy z olejkiem arganowym.

Wcierka:
- ostatni tydzień: z kozieradki.

Maski DIY:
- miód+olej+odżywka.
- miód+cytryna+olej rycynowy+odżywka.

Suszenie:
- 1x

Prostowanie:
- 0x całość,
- 2x sama grzywka

Mam ogromny problem z końcówkami, przypuszczam, że to wina złej diety i niewystarczająco zaostrzonych nożyczek. No bo cóż innego? Ciągłe olejowanie, zabezpieczanie końcówek i przytrzymywanie odżywki podczas mycia powinny jakoś załagodzić ich okropny wygląd. Nadal brakuje im ogarnięcia. Starałam się podcinać zniszczone, jednak ciągle wracają do tego samego stanu. Piję herbatki ziołowe: bratka, dziurawca oraz zieloną herbatę - póki co wspomagają tylko cerę. W dodatku zaczęło mi się jesienne wypadanie... Aż strach pomyśleć, co będzie w zimie, bo póki co wyciągam włosy garściami. Wpsikuję i wmasowuję często Green Pharmacy eliksir ziołowy, ale przeważnie o nim zapominam. Zaczęłam kurację kozieradką.

Plusem w tym miesiącu na pewno jest okiełznanie tyłu głowy, o którym już pisałam. Myślę, że to spora zasługa olejowania olejkiem Dabur'a. W dodatku włosy są troszkę jaśniejsze, wydaje mi się, że to też jego sprawka. O olejowaniu napiszę po skończeniu miesiąca z amlą. Zauważyłam też większy blask, a u mnie matowe włosy to odwieczny problem i zmora. Miejscami nawet, pomijając końcówki, włosy są o wiele miększe, niż przedtem, prawdopodobnie to za sprawą odżywki Garniera z awokado. Zainwestowałam także w płyn do higieny intymnej do mycia codziennego, zobaczymy, co to będzie. A także maskę Natural Classic Henna Wa Treatment, opinie o niej są dobre - jakoby miała bardzo dobrze regenerować. W składzie ma hennę, więc jestem skłonna w to uwierzyć, gdyż pokryje ona warstwą ochronną włosy.


A Wy w jaki sposób radzicie sobie ze zniszczonymi końcówkami? Niezawodny kosmetyk, który nie pozwala im się łamać i odżywia je, aby stały się bardziej nawilżone?

Czy miałyście styczność z maską Natural Classic Henna Wax Treatment?