wtorek, 29 października 2013

"Ileż można siedzieć w łazience.." czyli zmierzmy sobie czas!

Od jakiegoś czasu mam zastój. Brak weny. Może spowodowane to faktem, że wpadłam w monotonię. Wyplączę się z niej dopiero, kiedy skończy się katorga w szkole. A tymczasem postanowiłam dla rozjaśnienia wszelkich wątpliwości napisać post, w którym opiszę, ile czasu dziennie zajmuje mi pielęgnacja włosów. Oczywiście nie mierzę czasu co do sekundy, ale z przyjemnością przełamię mit, iż aby być włosomaniaczką, trzeba spędzać z rękami w dłoniach parę godzin dziennie. Nie raz można spotkać się z krytyką anty-włosomaniaków, którzy uważają, że tacy, jak my, spędzają całe dnie i pół nocy, żeby tylko trzymać ręce we włosach i przeglądać się w lustrze. Prawda jest nieco inna... Faktem jest, że lubimy szperać po szafkach kuchennych, w poszukiwaniu naturalnych, tańszych sposobów, że miksujemy, mieszamy, łączymy różności ze sobą, by znaleźć złoty środek. Ale nie przesadzajmy z osądem, że tracimy na tym cenny czas...

Może jestem włosomaniaczką od niedawna, ale swoje już wiem i przyzwyczaiłam się do niektórych czynności (swoją drogą nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę, ale człowiek potrzebuje 21 dni, żeby do czegoś przywyknąć i się przyzwyczaić). Nie są dla mnie takie frustrujące, że należy je wykonywać codziennie i się mordować. Nie, nie..

Myję włosy codziennie, pozwalam im wyschnąć samym, po czym kładę się spać.

Wieczorem:
-nakładam balsam Mrs Potter's przed olejowaniem - ok 1min (mi to zajmuje)
-olejuję, dzieląc włosy na części - ok 3min (z naolejowaną głową siedzę ok 1-1,5h ALE w tym czasie przesiaduję na komputerze, więc ten czas można spokojnie wykorzystać na wszystko, co nie zdążyliśmy w ciągu dnia).
-przy kąpieli spłukuję wszystko i myję włosy szamponem, nakładam odżywkę d/s i kolejny raz spłukuję. Mój pobyt w łazience, to jest max 10 minut, ale każdy myje włosy, więc czasu tego też nie wliczam.
-po zdjęciu turbanu rozczesuję włosy palcami i nakładam odżywkę b/s - ok 2min, żeby wyczesać włosy, które wypadły i ciągle się gdzieś plątają.
-nakładam kroplę oleju na końcówki - ok 20sek.
-kiedy włosy już są prawie suche zaplatam warkocza/robię koczka/zwijam spiralki - ok 30 sek.

Rano: 
-rozplatam włosy - ok 20 sek.
-nakładam coś do zabezpieczenia końcówek (ponownie, nie zaszkodzi,a może pomóc) - ok 20 sek.

Podsumowując, taka codzienna pielęgnacja u mnie waha się od 7min-17min(włączając zabiegi podczas kąpieli). Nie nakładam żadnego żelu, co ewentualnie czas ten mogłoby wydłużyć o jakieś 3 minuty. A maskę raz za czas nakładam zamiast oleju i również mieści się to w przedziale ok 2 min jak ją nakładam. Tak więc rozdzielając w sumie średnią czasu - 12 min, na cały dzień, to jest to niewiele.



A Wam ile zajmuje codzienna pielęgnacja? Jest coś, co Wam sprawia największą trudność? Nad czymś spędzacie dużo więcej czasu?


czwartek, 24 października 2013

Olej rycynowy na paznokcie | Maska drożdżowa do twarzy.

Dzisiejszy post trochę niewłosowy. Postanowiłam podzielić się z Wami efektem (póki co) czterodniowej kuracji olejkiem rycynowym i dzisiejszym przepisem na maskę drożdżową do twarzy.

Przede wszystkim trzeba podkreślić, w jak tragicznym stanie były skórki. W dodatku liczne odbarwienia, pomijam już niedomyty lakier. Białko miejscami jest przeźroczyste. Widać ewidentnie (np. na paznokciu czwartym - tym od obrączki :p), w którym miejscu paznokieć ma zamiar się złamać.

Pod spodem zdjęcie cztery dni później. Olejek rycynowy przelewałam na palec, kropelkę dawałam na każdy paznokieć - to samo w drugiej ręce. Zaczynałam rozsmarowywać go i masować przy okazji skórki i płytkę. Jestem zadowolona z obecnego stanu skórek, są jednolitym ciałem, a nie szeregiem szczępków. W dodatku białko coraz bardziej się wybiela - niestety proces ten nie zaczął postępować w palcu wskazującym, ale na niego też przyjdzie czas :) Muszę jeszcze trochę je wyrównać.

Może spektakularnego efektu nie ma, ale pamiętam, jak w zeszłym roku robiłam to samo i efekty, bardzo dobrze prosperujące na czas późniejszy, były bardzo zadowalające. A co do drugiej części postu...



Maska drożdżowa.

Użyłam 1/3 kostki drożdży spożywczych (to jednak za dużo, połowa  mazi się zużyła, więc proponuję 1/4 kostki), odrobinę podgrzanego mleka - na oko powinno zalać drożdże i to wszystko widelcem ugniatałam aż do powstania jednolitej, kremowej papki. Dodałam jeszcze odrobinę soku z wyciśniętej cytryny, bo działa dobrze na przebarwienia. Trzymałam 15-20min.

Taką papkę nakładamy na twarz grubą warstwą. Będzie spływała, ale po jakichś 5 minutach powoli ładnie zasycha. Siedząc przy komputerze, nie wyobrażacie sobie, jak wielki wywołał u mnie śmiech widok, kiedy poszłam to zmyć z twarzy. Na brodzie miałam dwie zastygnięte kapiące krople.

 Pierwsze wrażenie, to bardzo przyjemne uczucie wygładzenia buźki. Po chwili coś na twarzy zaczęło mnie piec. Na szczęście pieczenie ustało i spokojnie trzymałam papkę dalej. Należy ją zmyć letnią wodą, a moje osiedle niestety dzisiaj pozbawione jest ciepłej wody, użyłam zimnej. Ciężej się zmywało, ale w końcu zeszło.

Uważa się, że taka maseczka robiona 3 razy w tygodniu, powoli daje nam rezultaty w postaci załagodzenia zmian skórnych, zmiękczenia buźki. U mnie po pierwszym razie prycholki wyglądają tak samo, zaczerwienienie nie zniknęło, twarz jest nieco ściągnięta, ale plusem jest taka miękkość i - brak świecenia! Pięknie zmatowiła twarzyczkę.

Zobaczymy, co będzie po kilku użyciach. Drożdży akurat mam na ok 7 masek, bo nie zużyłam ich po akcji picia, która dla mnie okazała się być klapą.


A Wy jak radzicie sobie z niedoskonałościami cery? Maseczki, których składniki z łatwością wyciągacie z lodówki?

wtorek, 22 października 2013

Podsumowanie wcierania.

Jednym z moich głównych postanowień, na przełomie końca tego i początku przyszłego roku, było zapuszczanie. Wszechobecna panika związana z przygotowaniami do studniówki (jak się pchało do organizacji, to teraz trza za to płacić!) przejawia się nie tylko w sferze organizacyjnej i porządkowej, ale i osobistej, dotyczącej głownie swojej prezentacji na balu maturalnym. Idealna sukienka, dopasowane dodatki, szalone buty, odpowiedni makijaż i ... WŁOSY. Oczywiście nic innego po mnie nie można się było spodziewać, jak zamartwianiem o włosy. Jednak nie w tym rzecz. Mój strój będzie bardzo klasyczny, dlatego też postawię na mocny akcent w makijażu i oczywiście będę starała się olśnić włosami. Co się z tym wiążę? Powoli wdrażam sobie miesiące postanowień. I tak przełom września i października, to akcja wcierania. Obecnie, od 14.10. zajmuję się codziennym olejowaniem Daburem z wyciągiem z owoców amla, ale o tym za 3 tygodnie, po zakończeniu "akcji".

Dzisiaj podsumuję 4-tygodniowe stosowanie wcierki Jantar. To nie będzie recenzja, bo nie o składzie, zapachu i konsystencji zamierzam mówić, ale o efektach, jakie zauważyłam w mniejszym lub większym stopniu. Zacznę może od fotografii:


Oczywiście nie zobaczę po niej przyrostu, ale... Pojawił się bardzo dobry sygnał, czyli spory (jak na moje włosy, które rosną baaaardzo wolno) odrościk. Nie każdy go zobaczy, bo kolor jest zbliżony do tego, który aktualnie mam na całości włosów. Jedyne co go wyróżnia, to naturalny, popielaty odcień. Skróciłam datę podsumowania akcji, jednak będę i tak wcierać dalej Jantara do 25.10, o którym była mowa.

A co do ogółu włosów, poza tematem tytułowym, od razu zauważyłam poprawę stanu włosów po olejowaniu, z resztą widoczną. Opiszę to jednak po skończonej akcji.

Wracając do podsumowania, przyrost na miesiące wrzesień/październik, to 1,4cm. Dla mnie to spory sukces, chociaż ostatnim razem po Jantarze (jednak kuracja trwała jeszcze tydzień więcej) przyrost wynosił 1,7cm. Szkoda, bo jak mówiłam, zależy mi na długości, a taki przyrost to mały przyrost. Jeżeli chodzi o wypadanie, nie zauważyłam znacznej różnicy, bo z reguły włosy wypadają tylko przy myciu i po, a w ciągu dnia na ok 2 przejechania palcami po włosach wypadły może 2. U mnie takie wypadanie od pewnego czasu to norma. A przy okazji

Podsumowując:
-przyrost: 1,4cm
-wypadanie: bez zmian.

Przy okazji w między czasie akcji olejowania włosów, dołożyłam olejowanie rycyną paznokci. Ogrzmociłam je do cna, ledwo widać białko - które u mnie mogę ze spokojem nazwać żółtkiem. Smaruję je codziennie na noc i czasem w ciągu dnia, wykonując masaż po płytce. O tym również po zakończeniu akcji, która w tym przypadku potrwa ok 3 tygodni :)

Po 25.10 planuję zakupić kozieradkowy proszek w aptece i stworzyć z niego wcierkę. Z analiz wynika, że to właśnie ta płynna odżywka powodowała największy przyrost. 


A Wy coś wcierałyście w ostatnim czasie? Co to było? Jak efekty? Jak oceniacie kozieradkę?


niedziela, 20 października 2013

RECENZJA: Green Pharmacy - szampon do włosów z nagietka lekarskiego

Pierwsza recenzja! Mój debiut, nie bądźcie surowe..:P A tak właściwie.
Tak więc zaczynamy:

Green Pharmacy, szampon do włosów normalnych i przetłuszczających się z nagietka lekarskiego.
Skusiłam się na niego, kiedy szukałam szamponu do co tygodniowego mycia.



Zacznijmy od opakowania i tego, co w środku:
 Duże opakowanie, 350ml, wygodne, bo z plastiku, nie grozi rozbiciem, dozownik, dzięki któremu nie wyleci nam więcej, niż byśmy chciały. Szampon ma konsystencję żelopodobnego czegoś, przyjemny, ziołowy zapach. Niektórzy piszą, że muszą nim myć włosy dwa razy, dla mnie jednak idealnie jest raz. Plusem jest, że substancja nie wylewa się z rąk.


A teraz skład i co obiecuje producent, że w nim nie będzie:


Aqua - woda, Sodium Myreth Sulfate - detergent, Cocamidopropyl Betaine - substancja pianotwórcza, ma za zadanie zagęścić kosmetyk, Lauryl Glucoside - łagodny detergent, Cocamide DEA - substancja myjąca, Sodium Chloride - wpływa na konsystencję, Panthenol - substancja nawilżająca, Calendula Officinalis Flower Extract - ekstrakt z naietka, Poluquaternium-10 - nawilżacz, PEG-12 Dimethicone - emolient, Citric Acid - konserwant, Parfum - zapach, Benzyl Alcohol - konserwant, Methylchloroisothiazolinone i Methylisothiazolinone- substancje konserwujące,  Linalool - komponent zapachowy.

Producent obiecuje 0% SLS i SLES, jednak  zastępuje to kolejnym detergentem, jakim jest SMS.


Działanie u mnie:

Myję włosy codziennie, ponieważ mają tendencję do przetłuszczania. Niestety - kiedy na drugi dzień mam nieumyte włosy czuję jedną, wielką skorupę. Wykorzystałam ten szampon przedwczoraj i przyznam szczerze, że po przeczytaniu wielu zażaleń na ten kosmetyk, mogę śmiało powiedzieć, że u mnie sprawdził się dobrze. A wręcz.. jest nieoceniony! Włosy dzisiaj wyglądają równie dobrze, jak tuż po umyciu. Łupieżu nie mam, więc ciężko mi powiedzieć, czy by się sprawdził. Blasku, zdrowego wyglądu i elastyczności raczej nie nadał - włosy z ogólnego wrażenia są takie, jak wcześniej. Włosów mało mi wypada, po użyciu szamponu również, więc tutaj sprawdził się, a raczej - nie wyrządził mi krzywdy.


Jak moje włosy wyglądają dzisiaj, bez wczorajszego wieczornego mycia + ognista czupryna (dlaczego taki odcień.. nienawidzę go i próbuję zniwelować już nie wiem od kiedy..:( ):








Miałyście go? Jak się u Was sprawdził?

piątek, 18 października 2013

Porowatość włosów w pigułce.

Ciężki temat, owszem, ale wiele z niezaawansowanych włosomaniaczek nie koniecznie zdaje sobie sprawę, lub nie słyszało nigdy o czymś takim, jak porowatość. To nic innego, jak poziom rozchylenia łusek włosa. I proszę, ilustracja, żeby Wam to przybliżyć:

Pierwszy włos, to włos niskoporowaty. Drugi - średnioporowaty, a trzeci, jeden z najgorszych - wysokoporowaty.
http://m.ocdn.eu/_m/757d6d2fc3be97d60a40f3714fd1c6fe,62,37.jpg











Oczywiście trudno nam to określić, bo nie spoglądałyśmy nigdy na swoje włosy w aż takim przybliżeniu. Na szczęście jest parę testów, które pomogą nam określić poziom porowatości.


Jak określić "na oko" porowatość...
Test wody - potrzebna nam szklanka z wodą i kilka naszych włosów. Zanurzamy je w naczyniu. Jeżeli włosy prawie nie chcą się zmoczyć, to prawdopodobnie mamy do czynienia z włosami niskoporowatymi. Gdy włosy zanurzą się, ale szybko wypłyną - są to włosy średnioporowate ze skłonnością do bycia niskoporowatymi. A kiedy włosy zamoczą się chętnie i po dłuższym czasie (umownie ok. 1- 3 min) nie będą chciały wypłynąć, to przypuszczalnie są to włosy wysokoporowate.
Test mąki - zaopatrzmy się w obojętnie jaką mąkę i obtoczmy w niej kilka włosów - nie otrzepujmy. Jeżeli po dmuchnięciu w ich stronę mąka z łatwością odfrunie - włosy niskoporowate. Gdy się zatrzyma - będzie miała na czym, to wysokoporowate.
Test oleju kokosowego - gdy po nałożeniu oleju, przytrzymaniu go, zmyciu i naturalnym wyschnięciu włosów będą wyglądały, że tak powiem, niezbyt apetycznie, to z pewnością są to włosy wysokoporowate, gdyż są to właśnie takie, które z kokosem się nie lubią.
Test dotyku - biorąc jednego włosa w palce, przesuwamy nimi od końcówki w górę, aż do cebulki. Gdy włos skrzypi i czujemy opór - wysoka porowatość. Odczuwamy nierówności - średnia porowatość. Nie skrzypi, nie stawia "oporu" - niska porowatość.


Jakie są włosy...
Niskoporowate - łuska włosa jest domknięta, dlatego też włosy takie długo schną, nie są podatne na różne zabiegi, ciężko je zmoczyć, za to genialnie lśnią, ciężko im stracić wilgoć. Przeważnie są to włosy proste, lecz nie jest to zasadą.

Średnioporowate - przeważnie posiadaczki lekko falowanych i lekko kręconych włosów mają taki typ włosa. Proste włosy o takiej porowatości są przeważnie nieodpowiednio pielęgnowane. To taki włos pomiędzy nisko- a wysokoporowatym.

Wysokoporowate - wsysają wodę jak śniadanie, przez otwarte łuski, i łatwo ją wypuszcza, więc włos taki jest suchy, szorstki, rozdwojony (przeważnie). Puszące się, niesforne. Za to są podatne na stylizację, koloryzację, szybciej schną.

              Pamiętajcie, że nie w każdym przypadku włos wysokoporowaty, to włos zniszczony. W dotyku nigdy nie będzie idealnie gładki i miękki i nie jest to całkowicie zależne od Was. Aczkolwiek można starać się zmniejszać porowatość włosów poprzez odpowiednią pielęgnację.


Plan pielęgnacji dla włosów...
Niskoporowatych - nie mają jakichś wygórowanych potrzeb, posiadaczki tego typu mają duże szczęście, jednak pielęgnacja im się należy, aby zachowały swój dobry stan. Sprawdzi się używanie oleju kokosowego, masła shea, masło kakaowe. Na Wasze nieszczęście, oleje lubią być trzymane całą noc.

Średnioporowatych - Włosy o średniej porowatości mogą lubić różne oleje, na przykład takie, które pasują włosom niskoporowatym, jak i wysokoporowatym.Tutaj w zależności od tego, co akurat Wasze polubią.

Wysokoporowatych - to najbardziej problematyczny włos, ale pomóc nam może:
-głębokie, intensywne nawilżanie i odżywianie - pamiętajmy jednak, by nie za długo trzymać miksturki na włosach,
-proteiny, oleje,
-schemat: odżywka (maska, olej) - mycie - odżywka d/s - odżywka b/s.
-unikanie ciepła (ja bym nie radziła suszyć suszarką, jednak niektórym to pomaga - próbujcie),
-ostatnie płukanie zimną wodą, płukankami zakwaszającymi, jak np. z octu jabłkowego,
-zabezpieczanie końcówek.
Plus jest taki, że olejowanie nie musi trwać całą noc, wystarczą 2-3 godziny, w zależności, ile dany olej lubi być trzymany.


Oleje a porowatość.
Pozwoliłam sobie skopiować tabelkę, która bardzo pomaga w doborze oleju bądź masła, z bloga: kolorantka.blogspot.com.


poniedziałek, 14 października 2013

Siemię lniane podejście drugie.

Niestety, nieudany eksperyment z żelem z siemienia lnianego, całkowicie skreślił tę metodę stylizacji moich fal. Co jak co, ale zawiodłam się. Mimo wszystko nie można spocząć na jednej próbie. Przypomniała mi o żelu w formie mgiełki  właścicielka TEGO oto bloga. Przyrządziłam żel z dwóch łyżek ziaren siemienia lnianego, i mimo wszystko, 1 szlanki wody. Gotowałam mieszając przez równe 20 minut - cały czas wydawało mi się, że substancja nie jest zupełnie glutkowata. Przeliczyłam się jednak, powstałej mieszanki nie dało się w żaden sposób przecedzić przez sito. Ale z racji, że wszystko miało wylądować w buteleczce z dyfuzorem, postanowiłam wlać do niej nawet ziarenka - nie miałyby możliwości przedostać się przez tą ociupeńką rureczkę. Wlałam tego pół buteleczki. Drugie pół zapełniłam przegotowaną wodą. Po wstrząśnięciu płyn wytryskał niczym mydło w płynie z buteleczki, oczywiście w małych porcjach. Podzieliłam włosy na połowę i pasmo po paśmie ugniatałam z żelem rozsmarowanym we włosy. Wystarczyły 2, 3 porcje na dłoń, aby rozprowadzić na jednym paśmie.

Zdjęcie pierwsze musiałam rozjaśnić i przybliżyć nieco, żeby w miarę mieć jako takie porównanie. Na zdjęciu nr 1 bez żelu, po ugniataniu i samodzielnym wyschnięciu. Zdjęcie nr 2 przedstawia włosy po nałożeniu na suche włosy żelu, tylko by podkreślić skręt. Różnicy większej nie ma. Widocznie zwiększona objętość włosów, ale czy spowodowana żelem? Na środku głowy w obu zdjęciach mam najbardziej widocznego loczka, łatwo go zauważyć, bo to jeden z tych zbitych, mięsistych szczęściarzy, które czasem uda mi się uzyskać - na jego podstawie można zauważyć, że włosy trochę bardziej się zwinęły w kupę i sprężyły.

Nie wiem, czy będę go używała na dłuższą metę. Praktycznie mało widoczne rezultaty, a muszę przyznać, że i na mokre włosy próbowałam go nałożyć (podczas pierwszej próby), efekt mnie wówczas nie zadowolił, toteż mam porównanie. Jedyna rzecz, która faktycznie mnie zadowoliła, to wrażenie lekkości na głowie i tego, jakby moje włosy były jedną, wielką, latającą mgiełką loczków i fal - urocze uczucie, bo przeważnie mam bardzo ciężkie włoski. Bardzo miękkie w dotyku, przy moim stopniu zniszczenia prawie nieosiągalne, a tu jednak.

Będę używała raczej jako maskę, bo są na prawdę niesamowicie mięciutkie.



~*~
Oficjalnie mogę się pochwalić.. Zdałam prawko. Nareszcie. Nie wstydzę się powiedzieć również, że było to moje 6 podejście. Dlaczego nie boję się o tym mówić? Chcę udowodnić, że to na prawdę jest tylko i wyłącznie zasługą szczęścia. Już po pierwszym razie, kiedy przeczytałam w całości kodeks drogowy, powinnam była zdać teorię. A w ostateczności, nawet po dwukrotnym przeczytaniu ów zbioru praw kierowców, zdałam ją na 68 punktów (na styk) za 5 razem. Tego samego dnia miałam egzamin praktyczny, do którego podeszłam z wyjątkowym spokojem i co? Nie zdane, bo nie spojrzałam na rondzie na auta po swojej prawej - co jest zupełną bzdurą. Na szczęście dzisiaj się stresowałam, w związku z czym wszystko poszło na farcie. Trzymam kciuki za tych, którzy dopiero podchodzą lub zaliczają właśnie którąś z kolei próbę. Nic się nie przejmujcie, tutaj chodzi tylko o szczęście w testach i troszkę umiejętności na drodze.


piątek, 11 października 2013

Zabawy włosami.

Od zawsze lubiłam bawić się we fryzjerkę, haha. Ilekroć proponowałam swoim koleżankom, że mogę je podciąć, tyle razy mnie obśmiały. Ale w końcu nastał dzień, w którym stawiłam czoła ich włosom (dobrowolnie :p). I tak oto, po podcinaniu króciutkich włosów mojej mamuśki, nareszcie miałam do czynienia z włosami długimi, jak u Roszpunki. Przedstawiam Wam, niestety nie etapami, bo nie chciałam się kompromitować przed znawcami swoimi błędami, przemianę Dorotki :)

Udało mi się ustalić, po krótkim wywiadzie i własnych obserwacjach, że moja "klientka" ma włosy niskoporowate. W dodatku są gęstsze po prawej stronie od reszty włosów i mają niesamowitą objętość. Dorotka przyznała też, że nie była u fryzjera dobre PARĘ LAT, jednak włosy w między czasie były podcinane. Niestety, nie chciała poddać się całkowitej odnowie i z bólem serca mogła się pogodzić z podcięciem ok 4 cm. Jednak nie było tragedii. Oczywistym jest, że większość włosów, zwłaszcza z przodu, miała popaloną (od suszarki) i rozdwojoną (brak jakiejkolwiek ochrony końcówek), ale nie mogę stwierdzić, że włosy były w bardzo złej kondycji. Dorota też borykała się z innym problemem, a mianowicie "schodem" z grzywki, która nie schodziła regularnie w dół, a jednym, wielkim "schodem".





 Moim zdaniem wyszło bardzo dobrze, nic nie zepsułam, a Dorotka była bardzo zadowolona :) Postanowiłam, że na tym nie skończę. I jeżeli ktoś z okolicy (najlepiej znajomy, ponieważ boję się jako zupełna amatorka obcinać ludzi, których reakcji nie znam:D) jest chętny - mogę postarać się coś poprawić, albo normalnie cokolwiek zadziałać ;D

Co sądzicie o efekcie?

piątek, 4 października 2013

Kąpiel rozjaśniająca.

Ponad tydzień temu poddałam się kąpieli rozjaśniającej. Jest to zabieg tylko i wyłącznie stosowany na farbowanych włosach. Według mnie najbardziej bezpieczny zabieg rozjaśniania dla włosów. Kąpiel rozjaśniająca, nie dość, że oszczędzi nam czasu, to również pieniędzy. Pokażę Wam moje efekty.

Do czego to się ma.
Kąpiel rozjaśniającą stosujemy tylko przy włosach farbowanych, głównie, jeżeli chcemy zejść z czerni bądź ciemnego brązu w jaśniejsze tony. W ogóle, to nie powinno się zabiegu tego wykonywać na bardzo zniszczonych włosach. 

Może zacznę od tego, co mnie do tego nakłoniło i co chciałam uzyskać?
Po wielokrotnym farbowaniu na ciemne brązy (ze średniego brązu, który miałam naturalnie), stopniowo po każdym farbowaniu kolor wychodził coraz ciemniejszy. Wreszcie - włosy w pierwszych tygodniach po farbowaniu były czarne. Z czasem, kiedy farba się trochę zmywała, zauważałam wiele odcieni, które w ogóle mnie nie satysfakcjonowały. Prędzej czy później trzeba było to zakończyć. Moim planem A było pójście do fryzjera, ale jakoś nie lubię wydawać pieniędzy na mało efektywne zabiegi - moja mam niejednokrotnie próbowała pozbyć się czarnych włosów na rzecz brązów, nigdy z powodzeniem w salonie. Poszperałam, poczytałam. Mógł niby pomóc miód, ale nie chciałam mieć pod żadnym pozorem złocistego odcienia w słońcu, do czego doprowadziła moja miodowa maska po miesiącu stosowania. Wolę popielaty. Postanowiłam wgłębić się w temat kąpieli rozjaśniającej i ją zastosować. Zdecydowałam się. Moim zamierzeniem było ujednolicenie koloru z tyłu głowy i od spodu włosów i rozjaśnienie ich o ton, max dwa.

Sposób przygotowania/Produkty:
Kupiłam rozjaśniacz do całych włosów, a nie do pasemek.
Ilu procentową wodę wybieramy? Zależy o ile tonów chcemy rozjaśnić włosy. Niestety, nie znalazłam w sklepie 6%wody. Zastosowałam więc taką, jaka była.. 12%..Cóż, warto próbować. Do mieszanki, która wytworzyła się po połączeniu składników w pudełeczku, dodałam szampon i odżywkę - tyle, ile używam normalnie podczas codziennego mycia włosów. Zaczęłam nakładanie od tłu głowy i spodu włosów, gdzie włosy były najciemniejsze. Na ok 10 min przed końcem zabiegu nałożyłam rozjaśniacz na odrostach choć nie chciałam - co było nieuniknione, bo u mnie ciężko się pieniło. Zaczynam od tyłu.. Może od początku. Po wymieszaniu wszystkiego nakładamy tam, gdzie chcemy najbardziej rozjaśnić włosy. Mieszanka ma się pienić - używamy tego jak zwykłego szamponu. Mogę Wam zagwarantować, że widać, jak kolor powoli puszcza. Staramy się masować włosy cały czas, by nam to się ładnie rozprowadziło. Trzymamy na głowie min. 20 minut, max 30 - w między czasie obserwujemy jak kolor się zmienia, do jakiego stopnia chcemy rozjaśnić włosy.

Ja zmyłam po 20, bo zaczynały być (na moje oko) jaśniejsze, niż chciałam. Oto, co powstało:
Zdjęcie u góry sklejki - mój odrost w porównaniu z powstałym kolorem. Miejscami marchewka - zwłaszcza pasma przy twarzy i tył głowy. Czerń ze spodu włosów nieco rozjaśniona. Górna warstwa tylu wyrównana  w miejscach, które chciałam, czyli na wysokości od brwi do nosa (musicie to sobie wyobrazić:p). Kolor niestety mnie nie zadowalał, bo nie wierzyłam, że wyjdzie aż tak rudy. Przydałoby się zastosować zabieg drugi raz, jednak szłam do szkoły, więc nie uśmiechało mi się absolutnie pokazanie w takim kolorze. Nałożyłam farbę Jasny brąz Palette Color Creme. Wyszedł średni - lepiej, niż zawsze, kiedy to wychodził czarny bądź ciemny brąz. Jestem zadowolona, bo przyczyniła się do tego kąpiel rozjaśniająca właśnie.

Zalety:
+wyrównanie w miejscach, w których chciałam,
+brak odczuwalnego pogorszenia stanu włosów,
+cena,

Wady:
-zapach - okropnie śmierdzi,
-kolor byłby lepszy lecz po zrobieniu kąpieli drugi, trzeci raz,
-moim zdaniem trudny do nałożenia samemu.

wtorek, 1 października 2013



 

Witam w dziale "SUGESTIE". Pod tym postem możecie pisać mi, co mogę zmienić w blogu, pielęgnacji, sposobie pisania itd. Będzie to dział bardzo pomocny dla mnie, jako autora strony. Możecie pisać anonimowo. Nie życzę sobie na stronie żadnych wulgaryzmów, bądź obraz. Wystarczy w łagodny sposób zwrócić mi uwagę. A także jestem ciekawa waszych propozycji i... sugestii :)